Tysiące beczek z DDT u wybrzeży LA
Naukowcy z Scripps Institution of Oceanography przeprowadzili w marcu tego roku mapowanie dna oceanu w wysokiej rozdzielczości. Objęli oni badaniami obszar 15 000 hektarów, pomiędzy wybrzeżem Los Angeles a wyspą Santa Catalina, oddaloną o około 35 kilometrów na południe. Chociaż obszar ten był znanym wysypiskiem śmieci –używało go w tym celu wiele firm petrochemicznych przez cały XX wiek, aż do wprowadzenia w 1972 roku ustawy Ocean Dumping Act, to jednak odkrycie zaskoczyło badaczy. Kierownik projektu Eric Terrill skomentował je jako szokujące.
Na głębokości 900 m znaleziono bowiem ponad 27 000 beczek, wypełnionych odpadami przemysłowymi z domieszką owadobójczego środku DDT, którego stosowanie jest obecnie zakazane. Wiele beczek wyraźnie przeciekało, a naukowcy twierdzą, że łącznie na dnie może znajdować się nawet kilkaset tysięcy takich beczek. To skala problemu, której się nie spodziewano, zwłaszcza, że w dwóch poprzednich badaniach, z 2011 i 2013 roku, prof. David Valentine z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara wizualnie potwierdził obecność jedynie około 60 beczek. „O praktyce składowania w tym rejonie pisano już wcześniej, lecz zaginęło to w zakurzonych archiwach” - skomentował prof. Valentine.
Najnowsze obrazy sonarowe pokazujące położenie beczek wskazują, że są one skoncentrowane wzdłuż linii prostych, jakby zostały zrzucone z poruszającego się statku lub barki. Na obecnym etapie badań nie pobrano próbek w celu określenia zawartości beczek, jednak analiza osadu pobranego z tego obszaru, opublikowana w artykule z 2019 roku przez profesora Valentine'a i współpracowników, ujawniła bardzo wysokie stężenia dichlorodifenylotrichloroetanu (DDT). Wcześniejsze badania wykazały również, że delfiny żyjące w Zatoce Południowej Kalifornii miały wysokie stężenia DDT w swoim tłuszczu, a lwy morskie o wysokich stężeniach DDT i polichlorowanych bifenyli (PCB) były bardziej narażone na choroby nowotworowe. Nie jest jeszcze jasne, ile DDT zawierają znalezione beczki. Możliwe również, że zawierają one różne rodzaje odpadów petrochemicznych.
Dochodzenie przeprowadzone przez LA Times ujawniło, że dzienniki transportowe firmy pracującej dla producenta DDT w Kalifornii zawierają informację, że w okresie od 1947 do 1961 roku co miesiąc wyrzucano do 2000 baryłek „szlamu z domieszką DDT”. Oprócz beczek naukowcy zidentyfikowali dodatkowo ponad 100 000 kawałków gruzu, z których wiele może być również związanych z DDT.
Czym więc jest DDT i dlaczego stanowi zagrożenie dla środowiska? Ten organiczny związek chemiczny z grupy chlorowanych węglowodorów przeżywał swoje lata świetności w XX wieku. Wykorzystywany był na ogromną skalę w rolnictwie ze względu na właściwości owadobójcze, za których odkrycie Paul Müller otrzymał Nagrodę Nobla. Jednak jeszcze większą sławę zyskał podczas II wojny światowej, gdy stosowano go w walce z tyfusem plamistym przenoszonym przez wszy. Znalazł on także zastosowanie w eliminowaniu epidemii malarii. Wydawać by się więc mogło, że DDT to cudowne remedium na wiele problemów ludzkości, jednak w latach 60. XX wieku jego postrzeganie zaczęło się zmieniać. Głośną dyskusję na temat jego szkodliwości rozpoczęła amerykańska biolożka Rachel Carson, która w swojej książce „Silent spring” wykazała zależność między stosowaniem DDT a śmiertelnością ptaków, a właściwie wymieraniem całych ich populacji. Badania nad szkodliwością DDT nabierały od tego czasu tempa i od lat 70. kolejne kraje wprowadzały zakaz jego stosowania. W Polsce taki zakaz wszedł w życie w 1976 roku. W krajach rozwijających się nadal stosuje się ten środek do zabezpieczania zapasów żywności i walki z malarią, jednak warto zaznaczyć, że jego skuteczność spadła, gdyż komary uodporniły się na jego działanie.
Profesor Valentine powiedział, że obawia się, że substancja chemiczna będzie koncentrować się w morskim łańcuchu pokarmowym, gdy beczki rozpadają się i uwalniają DDT do środowiska. „DDT gromadzi się w tkankach tłuszczowych zwierząt, co prowadzi do biomagnifikacji u ryb i ssaków morskich. Moim głównym zmartwieniem jest stan ekosystemu oceanicznego”. Dodaje on, że nie powinno to wpływać na ludzi pływających lub surfujących w okolicy, ponieważ DDT nie rozpuszcza się w wodzie.
Dr Terrill natomiast skomentował, że ma nadzieję na zwrócenie uwagi opinii publicznej na rozmiar wysypiska, co może doprowadzić do odpowiedniego zarządzania tym obszarem w przyszłości. „Przede wszystkim mamy nadzieję, że dane będą wskazówką dla przyszłych badań, które pozwolą na dalsze obserwowanie wpływu składowiska oraz dostarczą informacji naukowych potrzebnych do zarządzania nim”. Pewne działania zostały już podjęte, gdyż senator stanu Kalifornia Dianne Feinstein zapewniła, że planuje zwrócić się do Departamentu Sprawiedliwości, aby wskazać, które firmy pozbywały się beczek z odpadami i pociągnąć je do odpowiedzialności. Jej biuro odmówiło jednak sprecyzowania, które firmy będą objęte dochodzeniem.